Przebyta trasa z noclegami

Pokaz Przebyta Droga na większej mapie

niedziela, 9 sierpnia 2009

Lizbona

Pierwsza uderzajaca budowla lizbonska jest most. Nie wiem czy juz o nim wspominalismy, ale w dzien wydaje sie byc jeszcze potezniejszy niz noca.

Z samego rana mielismy okazje doswiadczyc wszystkich parkingowych wygod, rozpoczynajac od prysznica,a na sniadanku z ciepla herbatka konczac. Podwozka tez zapewniona, bo jedna z polskich ciezarowek opuszczala parking (dziekujemy panie Krzysiu, bardzo ciekawy mial pan GPS: "Trzymaj sie prawej strony, bo jak nie to tylko popiol z ciebie zostanie"). Autobus, jak zawsze tani Lidl, metro i juz jestesmy w centrum.

Typowe zwiedzanie rozpoczete w dzielinicy Baixa (czyt.bajsza). Masa slicznych uliczek wylozonych charakterystycznymi mozaikami.
Wydostanie sie z miasta przyspozylo nieco klopotow. Najpierw wkradlismy sie na prom bez biletow. Misterny plan Raffcia do dzis ciazy mi na sumieniu, ale bylo warto. Kiedy myslelismy juz, ze uda nam sie odjechac od miasta (po trzech podwozkach) wrocilismy...na te sama stacje...tylko po drugiej stronie drogi. Zalaywalo troszke sasiadami, stadem owiec, ale bylo calkiem milo. Do pozna w nocy probowalismy skutecznie zagrac w tanie gry, w ktore sie zaopatrzylismy w lokalnym sklepie. Do dzis nie wiemy jak przewrocic wieze z ludzikami (a la Jenga) xD
Rankiem kolejnego dnia, bez wiekszych trudnosci, zmienilismy stacje na oddalona o kilkadziesiat kilometrow nastepna. Totalne obijanie wyszlo nam na dobre,bo po wzieciu sie do roboty, znalazl sie kierowca jadacy do samego Marytu. Totalna sielanka, bo mily pan (niestety nie mamy jego zdjecia, bo aparat odmowil posluszenstwa dzien wczesniej) pogadal z nami (glownie z Raffciem), pokazal nam typowe hiszpanskie miasteczko - Trujillo (tez nie ma zdjec...), nakarmil! (obiad typu: 'place dyche jem ile chce') i zaprosil nas na przyszly rok na swoja farme do Toledo. Spalismy na stacji pod stolica, gdzie rozbilismy namiot na milym plaskowyzu posrod biegajacych krolikow (one naprawde istnialy).